-Panienko, dotarliśmy.-dopiero teraz zauważyłam, że jest to o wiele starszy mężczyzna niż mi się zdawało. Z włosów wystawało mu parę siwych kosmyków, a jego twarz wydawała się przyjazna. Na jego ubraniu roboczym składającym się z ciemno zielonych albo czarnych ubrań widniała plakietka z jego imieniem. "BEN" głosił krótki napis na plakietce. Mężczyzna uchylił drzwi a ja wślizgnęłam się do pokoju kiwając głową na pożegnanie. Stanęłam przed biurkiem wbijając wzrok w ziemię. Czekałam aż Szef coś powie jednak on siedział cicho. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się że jestem sama w pokoju. Podniosłam wzrok na biurko i usiadłam na czarnej, skórzanej kanapie.
Ściany pokoju były szare a w niektórych miejscach pojawiał się grzyb i odchodząca farba. Podłoga była pokryta zimnymi kafelkami. Zza okna do pokoju wpadały grudniowe promienie słońca. Na biurku stała obumarła paprotka.
"Wszystko w tym miejscu już obumarło. To co, że ludzie jeszcze oddychają a ich serca biją skoro od środka już umarli?" - pomyślałam zdając sobie sprawę, że nikt tu nie jest szczęśliwy.
Ta myśl mnie przerosła i wybuchłam szlochem. Nie potrafiłam się opanować. Nawet kiedy usłyszałam stęknięcie nienaoliwionych drzwi. Płakałam dość długo a ktoś przede mną stał i się na mnie patrzył. Nic więcej. Pewnie nie wiedział jak mnie pocieszyć. Mógłby chociaż mnie przytulić. Czekał aż sama się uspokoję. Mężczyzna odchrząknął a ja momentalnie skierowałam wzrok na niego. Szef stał wyprostowany śledząc każdy mój ruch. Rękawem brudnej koszuli otarłam łzy i podniosłam się.
-Wszystko dobrze?- zapytał machinalnie siadając w skórzanym fotelu za biurkiem.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, kiwnęłam głową.
-Na pewno? - zapytał otwierając swój czarny notes.
Kolejne kiwnięcie głową.
-Domyślasz się dlaczego cię tu sprowadziłem? - podniósł wzrok na mnie. Jego oczy były jak u drapieżnego kota śledzącego swoją ofiarę. Oczywiście, ja byłam tą "ofiarą".
-N-nie, nie domyślam się, Szefie.- odparłam próbując opanować swój głos. Wyszło mi całkiem nieźle.
-Umm, jak wiesz, wczoraj mieliśmy klienta, któremu wpadłaś w oko. -zaczął powoli Szef bawiąc się długopisem. - No więc, ustaliliśmy razem, że... że w środę po ciebie przyjedzie.
Co. Do. Cholery.
Zmrużyłam oczy i wpatrywałam się w niego tępo. O nie miał prawa. Nie.
-Wy... jak wy możecie?! - wybuchłam.- Co ja wam do cholery zrobiłam?! Ja nawet nie wiem jak tu się znalazłam! Jesteście podli! Okropni! -wrzasnęłam.
-Charlie, wiedziałaś, że to się kiedyś stanie. - mówił spokojnie co wkurzało mnie jeszcze bardziej. Może i wiedziałam, że kiedyś to się stanie ale miałam jeszcze cichą nadzieje, że moi rodzice mnie znajdą albo przyjedzie jakiś mężczyzna i pomoże mi stąd uciec. Taki książę z bajki. Pamiętacie, kiedy byliście małymi dziećmi i wierzyliście w bajki, marzyliście o tym, jakie będzie wasze życie? Biała sukienka, książę z bajki, który zaniesie was do zamku na wzgórzu. Leżeliście w nocy w łóżku, zamykaliście oczy i całkowicie, niezaprzeczalnie w to wierzyliście. Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, książę z bajki - byli na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie dorastacie. Pewnego dnia otwieracie oczy, a bajki znikają. Wszystko znów nabiera szarych barw.
Głos Szefa wyrwał mnie z zamyślenia.
-To może być dla ciebie lepszy początek. Willa, basen, kosmetyki, drogie sukienki - każda dziewczyna stąd o tym marzy! Uwierz mi, to wyjdzie ci na dobre! - zaśmiał się pod nosem jakby nie wierzył w swoje słowa.
-Super życie! - wrzasnęłam. - Będę rodzić mu dzieci a on będzie je oddawał tutaj, na sprzedaż, by się wzbogacić!
-To normalna kolej rzeczy...-mruknął zapisując coś w notesie.
-Chyba dla ciebie, chuju jebany...-mruknęłam, odwróciłam się i wybiegłam z pokoju czując fale napływających łez.
-Będę ci pomagać...-zaproponowałem.- a może muzyka na żywo załatwi sprawę?
Dobrze wiedziałem, że Louis'owi nie powodzi się najlepiej. Jego matka zmarła, a bar stracił wielu klientów.
-Może i tak...-podniósł na chwilę wzrok i spojrzał w moje oczy. Patrzył na mnie z taką czułością.
-Pomogę ci. Nie będziesz musiał mi płacić. -podszedłem do niego i przytuliłem do siebie. Byłem od niego o wiele wyższy. Chłopak odwzajemnił uścisk wtulając się we mnie. Byliśmy dla siebie jak bracia. Nie mieliśmy nikogo więcej. Czuliśmy do siebie niezwykłą więź.
-Dziękuje ci...-wyszeptał brunet odsuwając się z lekkim uśmiechem.
-Nie masz za co.-zaśmiałem się i skinieniem głowy pożegnałem ostatniego klienta.-Zacznę od jutra...
Tomlinson wrócił do mycia naczyń. Zdjąłem z wieszaka swój stary płaszcz i narzuciłem go na siebie. Louis wyglądał na zamyślonego, zresztą jak zawsze, nie chciałem mu przeszkadzać. Wyszedłem z kawiarenki.
Na dworze wiał porywisty wiatr. Szarpnął moją koszulą. Rozejrzałem się. Na dworze było pusto. Nie wiedziałem gdzie iść. Nie chciałem wracać do domu bo to w nim czułem się najgorzej. W własnym domu. Ruszyłem szybko w stronę przystanku, a po drodze kupiłem bilet. Miałem dość wszystkiego. Czemu świat musi być taki okrutny. Usiadłem na ławeczce i spojrzałem na prestiżową uczelnie po drugiej stronie ulicy. To wszystko było nie fair!
-Cholera!- wrzasnąłem zwracając na siebie uwagę starszej pani. Podparła się na lasce patrząc na mnie niebieskimi oczami. Czym prędzej wsiadłem do autobusu, który przyjechał. Było pusto. Spojrzałem na zegarek na ręce. 22:31. Usiadłem na wolnym miejscu i zanurzyłem się w lekturze. Można żegnać się wiele razy książkę dał mi Louis w zeszłym roku na święta. Czytałem stronę po stronie czując się bardziej odprężony. Na mojej twarzy pojawiły się wypieki.
Znałem bardzo dobrze ten utwór. Często go grałem. Ciesząc się muzyką wydobywaną po naciśnięciu klawisza.
Od czasu do czasu trzeba zebrać w sobie dużo siły potrzebnej do tego, żeby sprostać życiu.
_________________________________________________________________________
*fragment książki Można żegnać się wiele razy dr. David Servan-Schreiber autor antyraka.
________________________________________________________________________
No to jest xDD
Może trochę dziwny do pojęcia ale lubie pisać takie coś...
Zmobilizowaliście mnie do napisania tego rozdziału...
Wasza Zuza <3
"Wszystko w tym miejscu już obumarło. To co, że ludzie jeszcze oddychają a ich serca biją skoro od środka już umarli?" - pomyślałam zdając sobie sprawę, że nikt tu nie jest szczęśliwy.
Ta myśl mnie przerosła i wybuchłam szlochem. Nie potrafiłam się opanować. Nawet kiedy usłyszałam stęknięcie nienaoliwionych drzwi. Płakałam dość długo a ktoś przede mną stał i się na mnie patrzył. Nic więcej. Pewnie nie wiedział jak mnie pocieszyć. Mógłby chociaż mnie przytulić. Czekał aż sama się uspokoję. Mężczyzna odchrząknął a ja momentalnie skierowałam wzrok na niego. Szef stał wyprostowany śledząc każdy mój ruch. Rękawem brudnej koszuli otarłam łzy i podniosłam się.
-Wszystko dobrze?- zapytał machinalnie siadając w skórzanym fotelu za biurkiem.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, kiwnęłam głową.
-Na pewno? - zapytał otwierając swój czarny notes.
Kolejne kiwnięcie głową.
-Domyślasz się dlaczego cię tu sprowadziłem? - podniósł wzrok na mnie. Jego oczy były jak u drapieżnego kota śledzącego swoją ofiarę. Oczywiście, ja byłam tą "ofiarą".
-N-nie, nie domyślam się, Szefie.- odparłam próbując opanować swój głos. Wyszło mi całkiem nieźle.
-Umm, jak wiesz, wczoraj mieliśmy klienta, któremu wpadłaś w oko. -zaczął powoli Szef bawiąc się długopisem. - No więc, ustaliliśmy razem, że... że w środę po ciebie przyjedzie.
Co. Do. Cholery.
Zmrużyłam oczy i wpatrywałam się w niego tępo. O nie miał prawa. Nie.
-Wy... jak wy możecie?! - wybuchłam.- Co ja wam do cholery zrobiłam?! Ja nawet nie wiem jak tu się znalazłam! Jesteście podli! Okropni! -wrzasnęłam.
-Charlie, wiedziałaś, że to się kiedyś stanie. - mówił spokojnie co wkurzało mnie jeszcze bardziej. Może i wiedziałam, że kiedyś to się stanie ale miałam jeszcze cichą nadzieje, że moi rodzice mnie znajdą albo przyjedzie jakiś mężczyzna i pomoże mi stąd uciec. Taki książę z bajki. Pamiętacie, kiedy byliście małymi dziećmi i wierzyliście w bajki, marzyliście o tym, jakie będzie wasze życie? Biała sukienka, książę z bajki, który zaniesie was do zamku na wzgórzu. Leżeliście w nocy w łóżku, zamykaliście oczy i całkowicie, niezaprzeczalnie w to wierzyliście. Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, książę z bajki - byli na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie dorastacie. Pewnego dnia otwieracie oczy, a bajki znikają. Wszystko znów nabiera szarych barw.
Głos Szefa wyrwał mnie z zamyślenia.
-To może być dla ciebie lepszy początek. Willa, basen, kosmetyki, drogie sukienki - każda dziewczyna stąd o tym marzy! Uwierz mi, to wyjdzie ci na dobre! - zaśmiał się pod nosem jakby nie wierzył w swoje słowa.
-Super życie! - wrzasnęłam. - Będę rodzić mu dzieci a on będzie je oddawał tutaj, na sprzedaż, by się wzbogacić!
-To normalna kolej rzeczy...-mruknął zapisując coś w notesie.
-Chyba dla ciebie, chuju jebany...-mruknęłam, odwróciłam się i wybiegłam z pokoju czując fale napływających łez.
(Harry)
Rozejrzałem się po małej kawiarence Louis'a. Była prawie pusta prócz jednego mężczyzny dopijającego kawę. Spojrzałem na Louis'a, na jego smutną twarz i na oczy wbitę w ziemię. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Louis był moim najlepszym przyjacielem a ja w tej chwili nie wiedziałem co zrobić by na jego twarzy znów zagościł ten figlarny uśmieszek, który tak dobrze znałem.-Będę ci pomagać...-zaproponowałem.- a może muzyka na żywo załatwi sprawę?
Dobrze wiedziałem, że Louis'owi nie powodzi się najlepiej. Jego matka zmarła, a bar stracił wielu klientów.
-Może i tak...-podniósł na chwilę wzrok i spojrzał w moje oczy. Patrzył na mnie z taką czułością.
-Pomogę ci. Nie będziesz musiał mi płacić. -podszedłem do niego i przytuliłem do siebie. Byłem od niego o wiele wyższy. Chłopak odwzajemnił uścisk wtulając się we mnie. Byliśmy dla siebie jak bracia. Nie mieliśmy nikogo więcej. Czuliśmy do siebie niezwykłą więź.
-Dziękuje ci...-wyszeptał brunet odsuwając się z lekkim uśmiechem.
-Nie masz za co.-zaśmiałem się i skinieniem głowy pożegnałem ostatniego klienta.-Zacznę od jutra...
Tomlinson wrócił do mycia naczyń. Zdjąłem z wieszaka swój stary płaszcz i narzuciłem go na siebie. Louis wyglądał na zamyślonego, zresztą jak zawsze, nie chciałem mu przeszkadzać. Wyszedłem z kawiarenki.
Na dworze wiał porywisty wiatr. Szarpnął moją koszulą. Rozejrzałem się. Na dworze było pusto. Nie wiedziałem gdzie iść. Nie chciałem wracać do domu bo to w nim czułem się najgorzej. W własnym domu. Ruszyłem szybko w stronę przystanku, a po drodze kupiłem bilet. Miałem dość wszystkiego. Czemu świat musi być taki okrutny. Usiadłem na ławeczce i spojrzałem na prestiżową uczelnie po drugiej stronie ulicy. To wszystko było nie fair!
-Cholera!- wrzasnąłem zwracając na siebie uwagę starszej pani. Podparła się na lasce patrząc na mnie niebieskimi oczami. Czym prędzej wsiadłem do autobusu, który przyjechał. Było pusto. Spojrzałem na zegarek na ręce. 22:31. Usiadłem na wolnym miejscu i zanurzyłem się w lekturze. Można żegnać się wiele razy książkę dał mi Louis w zeszłym roku na święta. Czytałem stronę po stronie czując się bardziej odprężony. Na mojej twarzy pojawiły się wypieki.
"Musicie wiedzieć, że wcale nie drżał ze strachu. Odszedł spokojnie, słuchając muzyki, którą sam sobie wybrał na ten moment. Przeszedł na drugą stronę, kiedy Daniel Barenboim grał drugą część XXIII Koncertu fortepianowego Mozarta." *
Znałem bardzo dobrze ten utwór. Często go grałem. Ciesząc się muzyką wydobywaną po naciśnięciu klawisza.
Od czasu do czasu trzeba zebrać w sobie dużo siły potrzebnej do tego, żeby sprostać życiu.
_________________________________________________________________________
*fragment książki Można żegnać się wiele razy dr. David Servan-Schreiber autor antyraka.
________________________________________________________________________
No to jest xDD
Może trochę dziwny do pojęcia ale lubie pisać takie coś...
Zmobilizowaliście mnie do napisania tego rozdziału...
Wasza Zuza <3
łoł, gdzie jest Charlie? i kto ją kupił? pomyślałabym, że Harry, ale jakoś o tym nie wspomniał, więc w sumie sama nie wiem. podoba mi się! :)
OdpowiedzUsuńi wyłącz weryfikację obrazkową!
@nightsincanada
Odpowiedzi na pytania które zadajesz są w Prologu xx
UsuńFajnie jakby Harry ja kupil. No ale chyba nie ma pieniedzy. Fajnie sie rozkreca. Czekam na next @lovmyangels
OdpowiedzUsuńNie mogłam tak zrobić bo to by było zbyt oczywiste xx
Usuńhuffefwihsdviubiadsbvuisdvxbusb <3 Niech Harry ją uratuje ! ... Chociaż jej nie zna jeszcze ale proooooosze ! Dawaj już kolejny ! xx Twoja @luv_1d_bromance
OdpowiedzUsuńTo jest świetne i fajnie się czyta :)
OdpowiedzUsuń@mmjeahjustin
Super :) Naprawdę masz talent, ciekawie piszesz i wgl. :D Czekam na next, mam nadzieję że Harry ją uratuje :) /@69_with_batman
OdpowiedzUsuńKto ją kupił :o Nie mogę sie doczekać żeby się tego dowiedzieć! czekam na następny rozdział :) @smash6994
OdpowiedzUsuńHehe drażliwa :) haha
OdpowiedzUsuńA Harry to taki kochany przyjaciel
@LouisMyLoveH
aw świetny @93NiaII
OdpowiedzUsuńwowo, podoba mi się. aż dodałam do zakładek, haha :D czekam na ciąg dalszy ;) x
OdpowiedzUsuń