sobota, 10 maja 2014

Prolog

-A ile kosztuje ta?- zapytał gruby mężczyzna wskazując palcem na Charlaine.
Dziewczyna zamarła w bezruchu patrząc jak woda spływa po brudnych naczyniach w zlewie. Znajdowali się w opuszczonym magazynie jakiejś firmy. Nie funkcjonowała ona od 20 lat, a od 15 jest tu siedziba Szefa. Szef nigdy nie ujawniał swojego imienia, był po prostu szefem. Na twarzy miał bliznę przecinającą jego lewe oko. Niektórym mówił że to od spotkania z niedźwiedziem, a innym, że został zraniony podczas jakiejś bójki, jednak ta druga wersja wydawała się bardziej prawdopodobna. Charlaine próbowała się uspokoić i wyrównać oddech. Nogi się pod nią ugięły. W końcu odwróciła się przodem do klienta. Miał na sobie czarny garnitur z jednym odpiętym guzikiem co wyglądało komicznie. Dziewczyna zdusiła w sobie chichot.
-Cenę uzgadniamy później. - westchnął Szef kładąc dłoń na ramieniu tłuściocha. Charlie (tak nazywali ją przyjaciele, a dokładnie jedna przyjaciółka) wyprostowała się gwałtownie.

"Nie chcę, ja nie chcę..." powtarzała uporczywie w myślach i spojrzała błagalnym wzrokiem na Szefa. Z trudem powstrzymywała płacz. Jednak po chwili po jej policzku spłynęła łza.


Tłuścioch wpatrywał się w nią z zaciekawieniem.

-Chcę ją. - warknął wyciągając portfel, jednak jego głos zagłuszył krzyk jakiejś dziewczyny. Wszyscy skierowali wzrok w to samo miejsce.
-On chciał mnie zgwałcić! - wrzasnęła blondynka. Po chwili Charlie zdała sobie sprawę, że to jej najlepsza przyjaciółka. Jedyna osoba której można było zaufać w tym miejscu pełnym kłamstw. Szef od razu ruszył do niej, a tłuścioch za nim wyciągając dłużą sumę pieniędzy. Blondynka o imieniu Emily mrugnęła do niej porozumiewawczo. Charlie przeczesała włosy i spięła je w wysoką kitkę. Emily ratowała jej skórę. Po raz kolejny. Poczuła pieczenie na policzkach i wyszła z pomieszczenia, w którym naglę stało się bardzo duszno.

W tym samym czasie Harry przechadzał się po parku z słuchawkami na uszach. Był 3 grudnia i śnieg padał obficie codziennie. Nawilżył językiem usta i poprawił torbę na ramieniu. Skierował się w kierunku domu rozmyślając o życiu. Harry był bardzo mądrym ale zamkniętym w sobie chłopakiem. Jego skromnym marzeniem było pójść na studia jednak nie starczyło mu funduszy. Niedawno zwolniono go z pracy w bibliotece chociaż był pracownikiem, którego z świecą w ręku można szukać. Jednak on wiedział to czego nikt inny nawet by się nie domyślił. On znał wszystkie tajemnice Londynu. Wiedział że o 13 pani Moments pójdzie do kwiaciarni po nowe kwiaty dla swojej zaginionej córki, ponieważ po jutrze miało 9 lat od jej zniknięcia. Na jego policzkach pojawiły się wypieki. On wiedział co się dzieje w ciemnych uliczkach Londynu. On znał każdy twój sekret. Każdą tajemnice. I każdy błąd, który popełniłeś w swoim życiu ,ponieważ on też popełnił ich nie mało.


 _______________________________________________


No to jest prolog :))


Mam nadzieje że wam się podoba.


Komentujcie a jeśli chcecie być informowani to piszcie w komentarzach.


Niedługo dodam pierwszy rozdział. A dokładniej kiedy pod tym postem będzie 30 komentarzy. Ech, wiem że stawiam wysokie wymagania ale chcę pisać tego bloga dla was a nie dla jednej osoby. Więc jeśli doszłaś/edłeś do tego moment: PROSZĘ CIĘ. ZOSTAW CHOCIAŻ JEDEN KRÓTKI KOMENTARZ.


Pozdrawiam ♥♥♥


1. "Idea idealnego życia - to wyjdzie ci na dobre!."

Szłam prawie, że pustym korytarzem patrząc na czarne włosy mężczyzny idącego przede mną. Fakt, że Szef chce się ze mną zobaczyć zdziwił mnie i jednocześnie przyprawiał mnie o dreszcze. Prawdopodobnie decyzja już zapadła. Przeczesałam nerwowo włosy. Minął jeden dzień od incydentu "gwałtu" Emily. Chciałabym podejmować decyzje o swoim życiu sama a nie tak jak teraz...Mężczyzna przede mną zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię.
-Panienko, dotarliśmy.-dopiero teraz zauważyłam, że jest to o wiele starszy mężczyzna niż mi się zdawało. Z włosów wystawało mu parę siwych kosmyków, a jego twarz wydawała się przyjazna. Na jego ubraniu roboczym składającym się z ciemno zielonych albo czarnych ubrań widniała plakietka z jego imieniem. "BEN" głosił krótki napis na plakietce. Mężczyzna uchylił drzwi a ja wślizgnęłam się do pokoju kiwając głową na pożegnanie. Stanęłam przed biurkiem wbijając wzrok w ziemię. Czekałam aż Szef coś powie jednak on siedział cicho. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się że jestem sama w pokoju. Podniosłam wzrok na biurko i usiadłam na czarnej, skórzanej kanapie. 
Ściany pokoju były szare a w niektórych miejscach pojawiał się grzyb i odchodząca farba. Podłoga była pokryta zimnymi kafelkami. Zza okna do pokoju wpadały grudniowe promienie słońca. Na biurku stała obumarła paprotka.

"Wszystko w tym miejscu już obumarło. To co, że ludzie jeszcze oddychają a ich serca biją skoro od środka już umarli?" - pomyślałam zdając sobie sprawę, że nikt tu nie jest szczęśliwy.


Ta myśl mnie przerosła i wybuchłam szlochem. Nie potrafiłam się opanować. Nawet kiedy usłyszałam stęknięcie nienaoliwionych drzwi. Płakałam dość długo a ktoś przede mną stał i się na mnie patrzył. Nic więcej. Pewnie nie wiedział jak mnie pocieszyć. Mógłby chociaż mnie przytulić. Czekał aż sama się uspokoję. Mężczyzna odchrząknął a ja momentalnie skierowałam wzrok na niego. Szef stał wyprostowany śledząc każdy mój ruch. Rękawem brudnej koszuli otarłam łzy i podniosłam się.

-Wszystko dobrze?- zapytał machinalnie siadając w skórzanym fotelu za biurkiem.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, kiwnęłam głową.
-Na pewno? - zapytał otwierając swój czarny notes.
Kolejne kiwnięcie głową.
-Domyślasz się dlaczego cię tu sprowadziłem? - podniósł wzrok na mnie. Jego oczy były jak u drapieżnego kota śledzącego swoją ofiarę. Oczywiście, ja byłam tą "ofiarą".
-N-nie, nie domyślam się, Szefie.- odparłam próbując opanować swój głos. Wyszło mi całkiem nieźle.
-Umm, jak wiesz, wczoraj mieliśmy klienta, któremu wpadłaś w oko. -zaczął powoli Szef bawiąc się długopisem. - No więc, ustaliliśmy razem, że... że w środę po ciebie przyjedzie.
Co. Do. Cholery.
Zmrużyłam oczy i wpatrywałam się w niego tępo. O nie miał prawa. Nie.
-Wy... jak wy możecie?! - wybuchłam.- Co ja wam do cholery zrobiłam?! Ja nawet nie wiem jak tu się znalazłam! Jesteście podli! Okropni! -wrzasnęłam.
-Charlie, wiedziałaś, że to się kiedyś stanie. - mówił spokojnie co wkurzało mnie jeszcze bardziej. Może i wiedziałam, że kiedyś to się stanie ale miałam jeszcze cichą nadzieje, że moi rodzice mnie znajdą albo przyjedzie jakiś mężczyzna i pomoże mi stąd uciec. Taki książę z bajki. Pamiętacie, kiedy by­liście małymi dziećmi i wie­rzy­liście w baj­ki, marzy­liście o tym, ja­kie będzie wasze życie? Biała su­kien­ka, książę z baj­ki, który za­niesie was do zam­ku na wzgórzu. Leżeliście w no­cy w łóżku, za­myka­liście oczy i całko­wicie, niezap­rzeczal­nie w to wie­rzy­liście. Święty Mi­kołaj, Zębo­wa Wróżka, książę z baj­ki - by­li na wy­ciągnięcie ręki. Os­ta­tecznie do­ras­ta­cie. Pew­ne­go dnia ot­wiera­cie oczy, a baj­ki zni­kają. Wszystko znów nabiera szarych barw.
Głos Szefa wyrwał mnie z zamyślenia.
-To może być dla ciebie lepszy początek. Willa, basen, kosmetyki, drogie sukienki - każda dziewczyna stąd o tym marzy! Uwierz mi, to wyjdzie ci na dobre! - zaśmiał się pod nosem jakby nie wierzył w swoje słowa.
-Super życie! - wrzasnęłam. - Będę rodzić mu dzieci a on będzie je oddawał tutaj, na sprzedaż, by się wzbogacić!
-To normalna kolej rzeczy...-mruknął zapisując coś w notesie.
-Chyba dla ciebie, chuju jebany...-mruknęłam, odwróciłam się i wybiegłam z pokoju czując fale napływających łez.


(Harry)
Rozejrzałem się po małej kawiarence Louis'a. Była prawie pusta prócz jednego mężczyzny dopijającego kawę. Spojrzałem na Louis'a, na jego smutną twarz i na oczy wbitę w ziemię. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Louis był moim najlepszym przyjacielem a ja w  tej chwili nie wiedziałem co zrobić by na jego twarzy znów zagościł ten figlarny uśmieszek, który tak dobrze znałem.

-Będę ci pomagać...-zaproponowałem.- a może muzyka na żywo załatwi sprawę?

Dobrze wiedziałem, że Louis'owi nie powodzi się najlepiej. Jego matka zmarła, a bar stracił wielu klientów.
-Może i tak...-podniósł na chwilę wzrok i spojrzał w moje oczy. Patrzył na mnie z taką czułością.
-Pomogę ci. Nie będziesz musiał mi płacić. -podszedłem do niego i przytuliłem do siebie. Byłem od niego o wiele wyższy. Chłopak odwzajemnił uścisk wtulając się we mnie. Byliśmy dla siebie jak bracia. Nie mieliśmy nikogo więcej. Czuliśmy do siebie niezwykłą więź.
-Dziękuje ci...-wyszeptał brunet odsuwając się z lekkim uśmiechem.
-Nie masz za co.-zaśmiałem się i skinieniem głowy pożegnałem ostatniego klienta.-Zacznę od jutra...
Tomlinson wrócił do mycia naczyń. Zdjąłem z wieszaka swój stary płaszcz i narzuciłem go na siebie. Louis wyglądał na zamyślonego, zresztą jak zawsze, nie chciałem mu przeszkadzać. Wyszedłem z kawiarenki. 
Na dworze wiał porywisty wiatr. Szarpnął moją koszulą. Rozejrzałem się. Na dworze było pusto. Nie wiedziałem gdzie iść. Nie chciałem wracać do domu bo to w nim czułem się najgorzej. W własnym domu. Ruszyłem szybko w stronę przystanku, a po drodze kupiłem bilet. Miałem dość wszystkiego. Czemu świat musi być taki okrutny. Usiadłem na ławeczce i spojrzałem na prestiżową uczelnie po drugiej stronie ulicy. To wszystko było nie fair!
-Cholera!- wrzasnąłem zwracając na siebie uwagę starszej pani. Podparła się na lasce patrząc na mnie niebieskimi oczami. Czym prędzej wsiadłem do autobusu, który przyjechał. Było pusto. Spojrzałem na zegarek na ręce. 22:31. Usiadłem na wolnym miejscu i zanurzyłem się w lekturze. Można żegnać się wiele razy książkę dał mi Louis w zeszłym roku na święta. Czytałem stronę po stronie czując się bardziej odprężony. Na mojej twarzy pojawiły się wypieki. 



"Musicie wiedzieć, że wcale nie drżał ze strachu. Odszedł spokojnie, słuchając muzyki, którą sam sobie wybrał na ten moment. Przeszedł na drugą stronę, kiedy Daniel Barenboim grał drugą część XXIII Koncertu fortepianowego Mozarta." *

Znałem bardzo dobrze ten utwór. Często go grałem. Ciesząc się muzyką wydobywaną po naciśnięciu klawisza. 

Od czasu do czasu trzeba zebrać w sobie dużo siły potrzebnej do tego, żeby sprostać życiu.
_________________________________________________________________________
*fragment książki Można żegnać się wiele razy dr. David Servan-Schreiber autor antyraka.
________________________________________________________________________

No to jest xDD

Może trochę dziwny do pojęcia ale lubie pisać takie coś...
Zmobilizowaliście mnie do napisania tego rozdziału...
Wasza Zuza <3